Mów mi Em

1 marca 2016

Golden Rose złamało mi serce

No może bez przesady... ale zapewniło poczucie straconych pieniędzy. Zanim zacznę narzekać, chcę zaznaczyć, że wciąż bardzo lubię ich lakiery do paznokci i nawet doceniam niektóre pomadki GR.

Teraz do rzeczy. Jakiś czas temu zrobiłam zakupy w sklepie stacjonarnym.
Wyszłam uradowana z paletką cieni, kredką do oczu, pomadką i lakierem.
Po ich użyciu przestałam się cieszyć. Do dwóch produktów mam poważne zarzuty.

Zacznę od największego rozczarowania.




Cienie Golden Rose Wet & Dry Eyeshadow 06 (33,90 zł)

Chyba jeden z droższych kosmetyków, jakie możemy znaleźć w tym sklepie. Wśród cieni do oczu jest to cena chyba dosyć niska. Za jeden cień według prostej matematyki płacimy niecałe 8,50.

Opakowanie...
… jest... hmmm plastikowe i mało atrakcyjne. Obowiązkowa gąbeczka o dwóch końcach raczej do niczego się nie nada. Ale opakowanie może nie jest tutaj najważniejsze.

Pigmentacja i obiecane wykończenie
Robiąc swatche na sucho, pigmentacja wydała mi się naprawdę przyzwoita. Cienie mają w sobie błyszczące drobinki, czyli to, za czym nie przepadam.
Westchnęłam nad moim brakiem spostrzegawczości i przeszłam do najciekawszego zagadnienia - według informacji na stronie i na opakowaniu nakładając cienie na sucho powinnam uzyskać delikatny efekt, a bardziej dramatyczny nakładając cienie na mokro...
Chwila... czy tak nie zachowują się wszystkie prasowane i sypkie cienie???
Tu pojawiło się pierwsze poważne rozczarowanie. Intensywność w obu wariantach jest niemal identyczna! Ale coś się zmienia. Po krótkim czasie próbki koloru na mojej ręce, które były nakładane na sucho, starły się, a te na mokro wciąż mocno przylegały do skóry, chociaż dawały już subtelniejszy efekt. Przetarłam je kilka razy i pozostały nienaruszone. Jednak nie uzyskamy nic bardziej dramatycznego niż w przypadku nakładania na sucho.

Cienie w dolnym rzędzie były nakładane na mokro.

Cienie nakładane na mokro po pewnym czasie.

Formuła i nakładanie
Produkt nakładałam na bazę pod cienie do oczu z Lumene za pomocą pędzli. Intensywność cienia nakładanego pędzlem bardzo zmalała. Na szczęście da się ją odbudować, nabierając dodatkową porcję. Wyjątkiem jest najjaśniejszy cień. Bez względu na to, czy nakładałam go palcem, czy kilkakrotnie pędzlem, pozostał równie subtelny w swojej nieobecności na powiece, oferując tylko kilka błyszczących drobinek.

Ostateczny efekt i przemyślenia
Udało mi się wykonać przy pomocy tego kosmetyku makijaż oczu, z którego początkowo byłam zadowolona. Niestety po około 3 godzinach zauważyłam, że intensywność kolorów znacznie osłabła. Po kolejnej godzinie cienie praktycznie zniknęły...

Próbowałam używać kosmetyku jeszcze kilka razy. Niestety z podobnym skutkiem. W moim odczuciu w produkcie nie ma zupełnie nic atrakcyjnego.


Co Wy myślicie o cieniach tej firmy? Macie podobne doświadczenia?

Przeczytałam dokładnie wszystko, co było na pudełeczku, w które zapakowane są cienie. Trafiłam na mały druczek po polsku wyjaśniający aplikację na mokro i sucho. Cóż, w Golden Rose brakuje chyba dobrych tłumaczy... ;)



Emily Eyeliner – kredka wodoodporna (ok. 5 zł)

W tym przypadku odcień, który mam to ciemny czekoladowy brąz.
Nie ma tu co wiele opisywać. Formuła kredki jest super, łatwo się rozprowadza i rozciera...
  1. równie łatwo znika z powieki...
I tego nie zrekompensuje żaden z atutów produktu. Używałam jej wielokrotnie i zawsze po około 4 godzinach jest równie widoczna jak duch zeszłorocznych świąt.
Nie wiem jak Wy, ale mi kredki wodoodporne kojarzą się raczej z tymi trwalszymi kosmetykami...
Może tylko ta seria jest tak feralna dla mnie, a może to tylko pewne kolory. Mam inną kredką z GR - trwała kredka do oczu w kolorze czarnym - z którą takich problemów absolutnie nie mam.

Nawilżająca pomadka do ust (ok. 10 zł)

Tutaj już aż tak źle nie jest. Kolor, który wybrałam to jasny, zimny róż. Ładne krycie, które można budować.

Nawilżenie?
Nope.

Nie zauważyłam specjalnie takiej właściwości. To mi jednak nie przeszkadza, bo i tak obowiązkowo stosuję balsamy nawilżające niezależnie od pomadki kolorowej.
To, co dodatkowo zwróciło moją uwagę, to różany zapach... który przeżyję dla tego koloru. Niektórym pewnie się spodoba, mi raczej nie odpowiada.

Lakier Color Expert (ok. 6 zł)

Lakiery, jak zwykle, trwałe i wydajne. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to to, że trafiłam na kolor, który nie jest kryjący. Nie tego oczekiwałam, ale w tym wypadku jestem wciąż zadowolona.

Podsumowując

Nigdy więcej kupowania cieni GR – bardzo się zraziłam. Kredki raczej też sobie odpuszczę. Cieszę się, że ceny są niskie, bo mogłam być o wiele bardziej stratna.
Puentując nieco bardziej pozytywnie – jeśli chcecie sprawdzić, czy jest Wam ładnie w jakimś kolorze, czy to na ustach, czy na oczach, i nie szkoda Wam pieniędzy, to jest to na pewno dobra opcja przed zainwestowaniem w droższy kosmetyk.

6 lutego 2016

Krem BB - It'S SKIN Babyface Silky BB

W końcu! Przychodzę z recenzją kremu BB firmy It's Skin. Odwlekałam to trochę, ale teraz jestem pewna, że zdania o nim już nie zmienię. Produkt przetestowałam chyba na wszystkich możliwych warunkach, jakie oferuje nam zima.

Krem zamówiłam na stronie http://beautikon.com/ w naprawdę przystępnej cenie jak na azjatycki krem BB czyli 39 zł.

Wykończenie kremu
Trochę się bałam zbyt silnego efektu mokrej skóry, z którego znane są tego rodzaju kosmetyki. Dlatego wahałam się między wersją Silky a Moisture (bo tylko taką mamy jeszcze do wyboru), ostatecznie decydując się na tę jedwabistą.
Krem ma lekko połyskliwe wykończenie. Zaznaczam przy tym, że połysk nie wynika z obecności drobinek odbijających światło, więc nie trzeba obawiać się dyskoteki na twarzy :), tylko z formuły kosmetyku, która pozostawia wrażenie nawilżonej i lekko mokrej skóry. Przyznam szczerze, że byłam miło zaskoczona tym efektem – jest bardzo delikatny i często rezygnuję z położenia na wierzch pudru, by go nie zepsuć.
Najbardziej naturalny efekt uzyskiwałam wklepując dokładnie produkt palcami.

Kolor
W tej kwestii nie ma wielkiego pola manewru. Właściwie nie ma żadnego. Mamy jeden odcień.
Początkowo miałam pewne wątpliwości. Krem wydawał się zbyt różowy dla mojej skóry, która skłania się ku odcieniom bardziej żółtym. Jednak po rozprowadzeniu ładnie stopił się z kolorem cery.
Przyglądałam się mu w różnym oświetleniu, a potem porównałam go z moimi poprzednimi podkładami – L'Oreal True Match N1 oraz D1-W1 i, o ile krem jest od nich bardziej różowy, to wciążdobrze dopasowuje się do cery w cieplejszym odcieniu. Osoby o bladej cerze powinny być naprawdę zadowolone. Podkład nadaje ładny promienny kolor.



Krycie i konsystencja
Byłam zaskoczona. Spodziewałam się krycia lekkiego... może maksymalnie średniego. Krem jednak przeszedł moje wszelkie oczekiwania. Przykrywa praktycznie wszystko. Wszelkie zaczerwienienia i małe niedoskonałości. Nie wiem, jak zachowa się przy trądziku bądź większych problemach, ale podejrzewam, że i w takich przypadkach mógłby wiele zdziałać.
Mocne krycie idzie w parze ze stosunkowo gęstą konsystencją, którą zgodnie z nazwą produktu można uznać za kremową.

Trwałość
Krem przeszedł test mrozu, śniegu i deszczu padającego bezlitośnie w twarz, szalika okręconego aż po czubek nosa i suchego powietrza w pomieszczeniach. Nie miał łatwo, ale... wyszedł prawie bez szwanku. Myślę, że przez zimowe warunki można mu trochę wybaczyć.
To co mi się nie do końca podoba, to łatwość z jaką można go niechcący naruszyć albo zetrzeć po kilku godzinach noszenia. Problem znika jeśli zostanie przypudrowany, ale wtedy nici z efektu dewy face.
Nie powala trwałością, ale wytrzymuje na twarzy od 4 do 8 godzin. Ostatecznie myślę, że mieści się w ramach drogeryjnego standardu i jestem całkiem zadowolona.

Krem a inne kosmetyki
Bardzo ładnie prezentuje się z transparentnym pudrem. Łącze go z sypkim ryżowym i otrzymuję wykończenie od satynowego po matowe. Osoby z problemem błyszczącej skóry pewnie polubią ten wariant.
Używanie różu w kremie w połączeniu z tym produktem to bajka.
Niestety krem nie współpracuje najlepiej z moim korektorem (L'Oreal True Match). Po godzinie, może dwóch, korektor waży się i odcina od kremu pod spodem, czego nie robił przy innych podkładach. Podejrzewam, że wszelkie mocno kryjące i zastygające korektory mogą zachować się podobnie.

Pielęgnacja
Jeśli kupujemy krem BB to oczekujemy, że poza ładnym efektem na twarzy będzie pielęgnował skórę. W tej kwestii jestem na tak. Krem lekko nawilża i mam wrażenie, że chroni nieco przed niską temperaturą dzięki swojej formule. Nie próbujmy jednak zastępować kremem BB dobrego kremu pielęgnacyjnego na dzień! Oba są niezastąpione, więc o wiele korzystniejszy będzie układ, w którym jeden współpracuje z drugim.

Na koniec
Jeżeli myślicie o zakupie pierwszego kremu BB, macie bladą cerę i boicie się, że będzie zbyt błyszczący na wasz gust, to z całego sercem polecam właśnie ten kosmetyk. Nie daje efektu bardzo mokrej skóry ale lekki mokry połysk, zapewnia ładne krycie i posiada neutralny odcień, a przede wszystkim, jest w przystępnej cenie, więc jeśli okaże się mimo wszystko nietrafiony, nie będzie to ogromny ból dla portfela.

Krem sprawdza mi się do codziennego makijażu, skóra nie jest po nim przesuszona, łatwo się go nakłada i jest bardzo wydajny! Dwiema czasem jedną kroplą jestem w stanie pokryć całą twarz. Myślę, że cena nie jest wygórowana. Kosmetyk ma wiele zalet i pewnie wystarczy na długo nawet przy codziennym stosowaniu.

5 stycznia 2016

Kaminomoto - Wcierka Cud i bardzo długa recenzja.

Słowem wyjaśnienia:

Kiedy używałam tego specyfiku, blog jeszcze nie był w planach, więc nie dysponuję zdjęciami poglądowymi przed i po stosowaniu, a bardzo żałuję, bo efekty były, według mnie, spektakularne.

Na wcierkę Kaminomoto miałam ochotę od dawna, czytając lub słysząc dobre opinie na jej temat, ale długo nie miałam potrzeby stosowania tego typu kosmetyków, więc kupno się przeciągało. Wystarczyło jednak trochę więcej stresu, trochę mniej snu przez pewien czas i włosy zaczęły sypać się z głowy, a stan skalpu osiągnął stan przerażający.
Mając w końcu pretekst, zakupiłam butelkę złotej wcierki Kaminomoto na stronie http://www.azjatyckibazar.com/. Przesyłka doszła bardzo szybko bo tylko w 10 dni(!) aż z Singapuru. Cena może się wydawać wysoka, ale w tym sklepie wliczona jest już w nią przesyłka i gratis, który sami możemy sobie wybrać. Myślę, że to nie najgorszy układ ;)

Konkrety o produkcie:

Ta wcierka zawiera wyciąg z rozmarynu i wielu innych naturalnych składników. Ma przyspieszyć porost włosów i ograniczyć ich wypadanie, wzmocnić włosy, poprawić stan skalpu oraz krążenie.
Ma ziołowo-alkoholowy zapach, ale nie narzucający się i po chwili wyczuć go można tylko bezpośrednio wąchając włosy w miejscu, gdzie była aplikowana. Niech Was nie odstrasza alkohol wizją przesuszonej skóry. Moja skóra jest sucha wyjściowo i wcierka nie przesuszała jej dalej. (Oczywiście, każdy może na nią zareagować inaczej.) Niektórzy twierdzą, że podczas stosowania zaczynają pojawiać się nowe włosy.

W moim przypadku:

Wcierka zdziałała cuda. Stosowałam ją przez ponad miesiąc. Codziennie wieczorem nakładałam ją obficie na newralgiczne miejsca i trochę skąpiej na resztę skóry głowy, starannie i delikatnie wmasowując produkt. Po chwili wyczuwalne było miłe rozgrzanie i mrowienie skalpu, które ustępowało po kilkunastu minutach.

Ogromną zaletą jest to, że przy jej stosowaniu nie trzeba myć głowy codziennie. Jeśli dobrze pamiętam, w dołączonej ulotce znajdowało się zalecenie, by robić to co dwa dni (nie mam pewności, ulotka już dawno została wyrzucona) i z taką standardową dla mnie częstotliwością (co 2-3 dni) myłam moje. Ponadto wcierka nie obciąża włosów i absolutnie nie jest na nich widoczna.

Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że ukoiła nieco szalejącą skórę, która na wszystko reagowała podrażnieniem i przesuszeniem. Po kilku dniach nie było śladu po tym problemie.
Po około dwóch tygodniach zauważyłam, że moje włosy naprawdę urosły o co najmniej jeden dodatkowy centymetr. Było to o tyle widoczne, że pierwotnie sięgały mi troszeczkę za ramiona, a przy takiej długości dosyć łatwo wychwycić zmianę. Pożałowałam wtedy, że dla własnej ciekawości nie zmierzyłam włosów na początku kuracji...
Na koniec stosowania Kaminomoto moje włosy zyskały na oko jakieś 5 cm. Skóra głowy była w doskonałym stanie i ustało nadmierne wypadanie włosów, które nabrały delikatnej objętości i odbijały się od skóry głowy, zamiast smutno, płasko do niej przylegać. Nie jestem pewna, jak to jest z tymi nowymi włosami, bo od zawsze tu i ówdzie takie mi wyrastały i odcinały się swoją skromną długością od reszty. Wydaje mi się, że w konkretnych miejscach, gdzie zwykle było ich mniej, nabrały gęstości, ale możliwe, że po prostu stały się dłuższe i w tym tkwi sekret tej zmiany.

Ocena i przemyślenia:

Fenomen. Spodziewałam się dobrego produktu, ale na pewno nie spodziewałam się aż takich rezultatów. Uważam, że jest wart swojej ceny. Żałuję, że nie mamy podobnych produktów na półkach polskich sklepów i, że stosowanie wcierek nie jest powszechnym zabiegiem pielęgnacyjnym tak, jak stosowanie odżywki od czasu do czasu. Kaminomoto spełnił wszystkie moje oczekiwania i warto było poczekać ten miesiąc na poważne efekty.

Myślę, że taka terapia jest dobra, kiedy borykamy się z problemem wypadających włosów lub niedoskonałym stanem skóry i stosujemy ją jako dodatek do zdrowego trybu życia i dobrego odżywiania się. Tak jak żaden suplement diety nie zastąpi nam jedzenia, tak też żadna wcierka nie zdziała cudów, jeśli nie dostarczymy organizmowi odpowiednich materiałów do wzrostu włosa i odżywienia tkanek.

Wiem, że pewnie za jakiś czas wrócę do wcierki Kaminomoto, ale na pewno nie do codziennego stosowania. Chciałabym wprowadzić ten produkt, lub równie dobry, na stałe do regularnej, ale nie tak częstej pielęgnacji.

Te wszystkie pozytywy sprawiły, że nabrałam apetytu na wypróbowanie szamponu tej samej marki, który cieszy się podobnie dobrymi opiniami. 
Co Wy na to? Jesteście zainteresowani taką recenzją? :)
Jakie sposoby na zdrowe włosy i skórę głowy znacie?


2 stycznia 2016

Zapowiedź pierwszych recenzji i serii azjatyckiej.

Ostatnio jestem zaintrygowana i zainspirowana azjatyckimi kosmetykami i sposobami dbania o skórę. Dlatego zapowiadam pierwszą serię o kosmetykach zarówno pielęgnacyjnych, jak i kolorowych właśnie z Azji :)

Zamówienie ze sklepu Beautikon.

Wkrótce pojawi się wpis z dokładnym opisem zawartości i recenzjami. Kosmetyki naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyły... i to kilka razy. Będzie o kremie BB Babyface, serum It's Skin i... próbkach, które dostałam w gratisie do zamówienia. Dwie z nich były totalnym zaskoczeniem i zasługują moim zdaniem na więcej uwagi.


Wcierka Kaminomoto.
Jeżeli interesujecie się kosmetykami azjatyckimi, na pewno o niej słyszeliście. Zafundowałam sobie uderzeniową terapię złotym wydaniem, która zakończyła się już prawie miesiąc temu. Wkrótce podzielę się moimi wrażeniami.


Edycja limitowana z kosmetykami do włosów marki Beaver
Szukając inspiracji na prezent, zajrzałam na stronę beGlossy i zrobiłam prezent... sobie. Miałam okazję kilka lat temu używać ich szamponu i byłam oczarowana. Napisanie porządnej recenzji pewnie będzie wymagało więcej czasu, ale niewątpliwie się pojawi!


Tyle z większych recenzji, między nimi na pewno będą się pojawiały jeszcze inne posty.
Serdecznie zapraszam :)

1 stycznia 2016

Słowem wstępu


Co tu znajdziecie?

Łatwo się domyślić, że będzie tu o pielęgnacji, makijażu i kosmetykach różnej maści. Chciałabym serwować treściwe i rzetelne recenzje oparte nie tylko na pierwszym wrażeniu, ale dłuższym stosowaniu. Mam nadzieję również publikować wpisy o nieco innym charakterze, np. ciekawostki, porównania, wartościowe informacje, inspiracje, nowości w świecie urody i pielęgnacji i wiele więcej. Z tych zamiarów zapewne stworzę kilka serii, które sprawią, że treści będą posegregowane i przejrzyste. Liczę, że znajdziecie tutaj informacje wartościowe i pomocne, dla każdego i uda się stworzyć jednocześnie sferę, w której będzie można wymienić się opiniami i doświadczeniami.

Droga do powstania tego bloga.

Była długa i kręta. Zaczęło się od YouTube, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z nielicznymi wtedy filmami o makijażu. Był to czas, kiedy jeszcze sama o malowaniu nie myślałam, ale pod kątem estetycznym już bardzo doceniałam efekty i kunszt. Jednak nie dawała mi spokoju jedna  rzecz. Co z tego, że powierzchnia skóry jest piękniejsza, kiedy po zmyciu makijażu widzę, że ewidentnie skórze potrzeba czegoś więcej.­ Od bloga do bloga, filmu do filmu i nawet od dermatologa przez znajome po
konsultantki zaczęłam budować po małych cegiełkach moją wiedzę o pielęgnacji i potrzebach skóry. Buduję ją wciąż i chcę się nią dzielić oraz bogacić się w nową.

By rozwiać wszelkie wątpliwości.

Publikowane  przeze mnie treści są tylko i wyłącznie moimi subiektywnymi opiniami. Większość produktów, które będę opisywać/recenzować jest moją własnością, zakupioną na własny użytek.
Jeżeli zdarzy się, że będzie inaczej na pewno zostanie to wyraźnie wspomniane we wpisie i dołożę wszelkich starań aby nie miało to wpływu na wiarygodność publikowanych treści.

Nie podejmuję również odpowiedzialności za działania czytelników podjęte na bazie udostęponionych tu informacji, jako że mają one charakter jedynie informacyjny